niedziela, 15 kwietnia 2012

Samurajskie choragwie

          


Wydawnictwo: Diamond Books
ISBN: 978-839150530-4
liczba stron: 191
okładka miękka

         O tej książce dowiedziałem się, gdy zobaczyłem ją na półce w bibliotece. Do jej przeczytania zachęcił mnie interesujący tytuł "Samurajskie chorągwie". Nie mogłem się oprzeć tym bardziej, że książkę napisał Japończyk. Pan Yasushi Inoue( czyt. Jasusi Inoue)przenosi nas do czasów z połowy XVI wieku, kiedy honor, sprawiedliwość i sławę zdobywano w potyczkach na miecze samurajskie. Naszym przewodnikiem jest Yamamoto Haruyaki Kensuke. Musiał zasłużyć sobie na przywilej służenia księciu Harunobu z dumnego rodu Takedów. Dopuszcza się podstępu i umawia z rzezimieszkiem Aoki Daizenem. Grasant* ma zaatakować bogatego samuraja, który jest wasalem księcia. Początkowo Daizen ma zaatakować, a Kansuke miał pojawić się przez "przypadek" i w ten sposób ratując dostojnika z opresji zyskać sobie jego wdzięczność. Opłacony zbir pomyślał, że ten przebiegły plan wprowadzi ich obu na dwór samego księcia. Nie przewidział, że nieobliczalny Yamamoto nie zamierza dopuścić, by jego plan został kiedykolwiek ujawniony. Zabija oprycha, a po półtora roku od uratowania wasala zostaje doradcą samego przywódcy klanu Takeda. Potwierdzeniem tego faktu jest zaszczyt, gdy książę nadaję imię Haruyaki. Zanim jednak do tego dochodzi prosi swojego poprzedniego pana o możliwość opuszczenia jego włości. Kensuke jest czterdziestoletnim roninem i nie może się równać z samurajami, którzy mają arystokratyczne pochodzenia. W świecie brutalnych walk rozgrywających się między możnymi przywódcami klanów jego błyskotliwą karierę można uznać za wielkie osiągnięcia. W okresie dwudziestu kilku lat w służbie u księcia z mało znanego ronina dostępuje godności wodza. Władca klanu Takeda słucha jego rad, a sztab doświadczonych generałów popiera jego pomysły. Za sprawą jego rad książę podbija kolejne klany i jednoczy Japonię. W zdumienie wprawia to, że zanim Kensuke stał się osobistym powiernikiem przywódcy tylko obserwował decyzje rady decydującej o podbijanych księstwa w kraju Nippon. Książę wiele zawdzięczał drobnemu roninonowi za namową Kensuke stał się mnichem, co uchroniło go przed utratą twarzy. 
           W Japonii najważniejszy jest honor. Jeśli samuraj utracił ją po porażce w bitwie koniecznie musi go zmazać. Wódz Takedów miał w osobie rachitycznego samuraja kogoś więcej niż stratega. To był jego najbardziej oddanych sługa. Nie było ważne, że Kensuke nigdy nie splamił się krwią na żadnym polu bitwy. Nie zdobył żadnego zamku, nie wziął udziału w ani jednej kampanii wojennej. Zaskakiwał swoja niską posturą, odpychającą aparycją i inteligencją. Władał mieczem z taką umiejętnością, że nie podołali mu nawet najlepsi fechtmistrzowie. Sam główny bohater przekonuje, że swoim życiem udowodnił, jak wiele można osiągnąć jeśli jest się bardzo zmotywowanym. Jego śmierć jest równie bohaterska, jak jego dokonania. Razem z garstką samurajów w decydującej bitwie mierzy się z przeważający siłami wroga. Ginie w chwili, gdy młody samuraj z wrogiej armii pyta go o godność. Ten młody wojownik domyślił się, że zabije głównego stratega księcia, który władać będzie całą Japonią. Taka śmierć jest zaszczytem. Główny bohater umiera się w przekonaniu, że jego życie coś znaczyło i zostanie on zapamiętany jako niezłomny i doświadczony wojownik.
              Książkę warto przeczytać, by dowiedzieć się więcej o patriarchalnym japońskim społeczeństwie. Można nawet rzec kulturze japońskich samurajów. Z ich kodeksem, sposobem w jakim obchodzą się z kobietami. O ich nastawieniu do kwestii życia, śmierci oraz hańby. Autor moim zdaniem wiernie oddał społeczność ludzi oddanych sprawie, w którą wierzą. Samurajowie są do tego stopnia przekonani o swojej racji, że mogą za nią umrzeć.

grasant- inaczej zbój, złoczyńca

"Samurajskie chorągwie"
Yasushi Inoue

3 komentarze:

  1. Dzięki za dodanie linka do recenzji na LC

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałam kiedyś fioła na punkcie samurajów, nawet planowałam studiować japonistykę ;) Już mi przeszło.

    Bardzo ładne tło bloga :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuje za docenienie bloga. Czemu nie powrócisz do zainteresowania samurajami. Jak powiadają stara miłość nie rdzewieje. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń