zrodlo: www. wab.com
Ocena 1/6
Przeczytane: 31.07.2013r.
wydawnictwo: W.A.B.
ISBN: 978-83-7747-528-7
liczba stron: 400
wydawnictwo: W.A.B.
ISBN: 978-83-7747-528-7
liczba stron: 400
okładka: miękka
Miłoszewski to nie tylko nazwisko osoby, która
jest dobrze rozpoznawana w literackiej bohemie. To również synonim marki.
Można
posunąć się do stwierdzenia, że popularność Zygmunta Miłoszewskiego zbliżona
jest w Polsce do znajomości aut Bentley’a czy Maserati.
Koncerny produkujące te
samochody zdobyły serca i portfele klientów dbałością o detale, luksusowym
wnętrzem i astronomiczną ceną niedostępna dla przeciętnego Kowalskiego.
Miłoszewski
ujął mnie właśnie tym, że jego powieści mają dla mnie wartość nowego Maserati.
Tak było do momentu przeczytania powieści Domofon, która mnie rozczarowała, ale
nie do tego stopnia by nie podjąć kolejnej próby przeczytania następnej
powieści ulubionego autora.
W
tym miejscu jestem skonfundowany, bo Ziarno prawdy, które miało być kontynuacją
rewelacyjnej książki Uwikłanie pozostawiło we mnie posmak goryczy.
Akcja
powieści przenosi nas do Sandomierza, którego opis pozostawia wiele do życzenia.
Jego mieszkańcy przedstawieni są, jako ludzie szarzy i bez wyrazu, których nie
obchodzi rozwikłanie morderstwa znanej działaczki społecznej.
Jak
na Dzikim Zachodzie, sheriffem zostaje Teodor Szacki, który ma doprowadzić
sprawcę „rytualnego” mordu przed wymiar sprawiedliwości.
„Było
w prokuratorze coś z szeryfa, z Gary’ego Coopera i Clinta Eastwooda, ale też
coś z archetypu polskiego oficera, zadziorna niezłomność i granitowe
przekonanie, że jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu”(1)
Szacki
kluczy, szuka przez kilkaset stron wątku, który mógłbym powiązać ze sprawą
denatki. W między czasie morderca dokonuje kolejny bulwersujących kaźni.
Teo skupia większość uwagi na bałamuceniu dużo
młodszej od siebie kobiety robiąc jej nadzieje na coś więcej. Nie przeszkadza
mu przy tym iść do łóżka z mężatką, z którą współpracuje.
Mało tego jesteśmy zarzucani informacjami o
historii pogromów Żydów i ich smutnym losie. W chwili, gdy pisarz wciągnie nas
epizodem kolejnego morderstwa za moment rozpisuje się o stereotypie Żyda
przerabiającego dzieci na macę.
Zamiast urzekać tekstem Miłoszewski czyni
zabieg wprost odwrotny do zmierzonego celu. Jednak
najbardziej niekorzystnej metamorfozie uległ główny bohater.
„Rzeczowy,
ale nie małomówny. Profesjonalny, ale nie zimny. Zdystansowany, ale nie
chamski. Spokojny, ale czujny. Obcy, ale budzący zaufanie”(2)
Do
tej pory postać Teodora Szacki była intrygujący i miło było spędzać czas na
czytaniu o osobie, z którą można było się utożsamiać.
Charakternik o
nietuzinkowej osobowości i to sprawiało, że można było oderwać wzroku od
fabuły. Błądził, nie raz dążyła po trupach do celów.
W sumie jak każdy z nas
nie był bez winy. Nie tracił jednak z oczu tego, co najważniejsze, czyli swojej
rodziny. Tak oczywiście było do chwili, gdy nie wdał się w romans.
O jego
finale możecie doczytać w Ziarnie prawdy.
Jednak osobiście nie takiego rozwiązania spodziewałem się po
przeczytaniu Uwikłani.
W
powieści Ziarno prawdy Miłoszewski uczynił z Szackiego wyzbytego z wszelkich
zahamowań, niedbającego o swój wygląd i reputację lumpa.
Pozbawić Teo ikry i wszelkich atrybutów
męskiego macho, jakie posiadał w poprzedniej powieści to odebrać jej
esencję. To na jej bazie perfumiarz
tworzy wysublimowane zapachy. Tu zabrakło mi pomysłu rozwinięcie wątku z
Szackim. Moim zdaniem to jedne z
poważniejszych minusów tej powieści, a niestety jest ich dużo więcej.
Miałem
wrażenie, że autor opisując wydarzenia do końca nie miał spójnej koncepcji na
zdynamizowanie wydarzeń w powieści.
Mniej więcej po przeczytaniu połowy książki
miałem ochotę odłożyć ją na półkę. Koniecznie chciałem się dowiedzieć, kto i
dlaczego zabijał. W jakim celu pozostawiał tajemnicze wskazówki?
Sposób, w jaki
autor przedstawił motywy mordercy mnie rozczarowało. Uważam, że można to było
ukazać inaczej.
Co
przykuło moją uwagę to informacje na temat bieżących wydarzeń w Polsce z okresu
wydarzeń Ziarno prawdy. Także firmowane marką Miłoszewski rozśmieszające fragmenty
dialogów.
„Wie pan, co, żeby prokurator do ludzi o północy wydzwaniał- rzucił taksówkarz,
patrząc na niego w lusterku- Normalnie, kurwa, Związek Radziecki nam tutaj
robią, platfusy, kondominium, panie”(3)
Reasumując
książkę czyta się dość czasu by stwierdzić, że nie w pełni satysfakcjonuje i
pozostawia czytelnika z zakłopotaną miną. Warto zajrzeć do tej powieści, gdyż
wtrącono tam kilka interesujących i pikantnych opisów. Moim zdaniem jednak nie
oczekujcie się po niej zbyt wiele.
(1)
Tamże,
str. 280
(2)
Tamże, str. 280
(3)
Tamże, str. 270
Opublikowane także na:
Oj, słabiutko to wygląda. Miłoszewskiego znam tylko z "Bezcennego" i absolutnie mnie zachwycił, ale jak widać, każdemu zdarzają się wpadki...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Świetna recenzja, ale tym razem na książkę się nie skuszę.
OdpowiedzUsuńO rany! Tylko 1/6? Nie wierzę, ze piszesz o książce Miłoszewskiego... :) Sama muszę to zweryfikować. :)
OdpowiedzUsuńZawsze miałam mieszane odczucia co do Miłoszewskiego i jak do tej pory, dość opieszale podchodzę do jego tekstów. Zawsze znajdzie się coś dla mnie o wiele bardziej interesującego. Głośno teraz o nim, za sprawą najnowszej [podobno rewelacyjnej (sic!)] książki. Jako że ta rozczarowuje, to może rzeczywiście zacznę od "Bezcennego".
OdpowiedzUsuń