poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Zygmunt Miłoszewski "Ziarno prawdy"




                                                                         

                                                                          zrodlo: www. wab.com


                                                                               Ocena 1/6

Autor: Zygmunt Miłoszewski
Przeczytane: 31.07.2013r.
wydawnictwo: W.A.B.
ISBN: 978-83-7747-528-7
liczba stron: 400
okładka: miękka

          Miłoszewski to nie tylko nazwisko osoby, która jest dobrze rozpoznawana w literackiej bohemie. To również synonim marki. 

Można posunąć się do stwierdzenia, że popularność Zygmunta Miłoszewskiego zbliżona jest w Polsce do znajomości aut Bentley’a czy Maserati. 

Koncerny produkujące te samochody zdobyły serca i portfele klientów dbałością o detale, luksusowym wnętrzem i astronomiczną ceną niedostępna dla przeciętnego Kowalskiego.

Miłoszewski ujął mnie właśnie tym, że jego powieści mają dla mnie wartość nowego Maserati. Tak było do momentu przeczytania powieści Domofon, która mnie rozczarowała, ale nie do tego stopnia by nie podjąć kolejnej próby przeczytania następnej powieści ulubionego autora.

W tym miejscu jestem skonfundowany, bo Ziarno prawdy, które miało być kontynuacją rewelacyjnej książki Uwikłanie pozostawiło we mnie posmak goryczy. 

         Akcja powieści przenosi nas do Sandomierza, którego opis pozostawia wiele do życzenia. Jego mieszkańcy przedstawieni są, jako ludzie szarzy i bez wyrazu, których nie obchodzi rozwikłanie morderstwa znanej działaczki społecznej.

Jak na Dzikim Zachodzie, sheriffem zostaje Teodor Szacki, który ma doprowadzić sprawcę „rytualnego” mordu przed wymiar sprawiedliwości. 

„Było w prokuratorze coś z szeryfa, z Gary’ego Coopera i Clinta Eastwooda, ale też coś z archetypu polskiego oficera, zadziorna niezłomność i granitowe przekonanie, że jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu”(1)

Szacki kluczy, szuka przez kilkaset stron wątku, który mógłbym powiązać ze sprawą denatki. W między czasie morderca dokonuje kolejny bulwersujących kaźni. 

 Teo skupia większość uwagi na bałamuceniu dużo młodszej od siebie kobiety robiąc jej nadzieje na coś więcej. Nie przeszkadza mu przy tym iść do łóżka z mężatką, z którą współpracuje.  

Mało tego jesteśmy zarzucani informacjami o historii pogromów Żydów i ich smutnym losie. W chwili, gdy pisarz wciągnie nas epizodem kolejnego morderstwa za moment rozpisuje się o stereotypie Żyda przerabiającego dzieci na macę. 

Zamiast urzekać tekstem Miłoszewski czyni zabieg wprost odwrotny do zmierzonego celu. Jednak najbardziej niekorzystnej metamorfozie uległ główny bohater.

„Rzeczowy, ale nie małomówny. Profesjonalny, ale nie zimny. Zdystansowany, ale nie chamski. Spokojny, ale czujny. Obcy, ale budzący zaufanie”(2)

Do tej pory postać Teodora Szacki była intrygujący i miło było spędzać czas na czytaniu o osobie, z którą można było się utożsamiać. 

Charakternik o nietuzinkowej osobowości i to sprawiało, że można było oderwać wzroku od fabuły. Błądził, nie raz dążyła po trupach do celów. 

W sumie jak każdy z nas nie był bez winy. Nie tracił jednak z oczu tego, co najważniejsze, czyli swojej rodziny. Tak oczywiście było do chwili, gdy nie wdał się w romans. 

O jego finale możecie doczytać w Ziarnie prawdy.  Jednak osobiście nie takiego rozwiązania spodziewałem się po przeczytaniu Uwikłani.  

W powieści Ziarno prawdy Miłoszewski uczynił z Szackiego wyzbytego z wszelkich zahamowań, niedbającego o swój wygląd i reputację lumpa. 

Pozbawić Teo ikry i wszelkich atrybutów męskiego macho, jakie posiadał w poprzedniej powieści to odebrać jej esencję.  To na jej bazie perfumiarz tworzy wysublimowane zapachy. Tu zabrakło mi pomysłu rozwinięcie wątku z Szackim. Moim zdaniem to jedne z poważniejszych minusów tej powieści, a niestety jest ich dużo więcej.

Miałem wrażenie, że autor opisując wydarzenia do końca nie miał spójnej koncepcji na zdynamizowanie wydarzeń w powieści. 

Mniej więcej po przeczytaniu połowy książki miałem ochotę odłożyć ją na półkę. Koniecznie chciałem się dowiedzieć, kto i dlaczego zabijał. W jakim celu pozostawiał tajemnicze wskazówki?

 Sposób, w jaki autor przedstawił motywy mordercy mnie rozczarowało. Uważam, że można to było ukazać inaczej.

Co przykuło moją uwagę to informacje na temat bieżących wydarzeń w Polsce z okresu wydarzeń Ziarno prawdy. Także firmowane marką Miłoszewski rozśmieszające fragmenty dialogów.

„Wie pan, co, żeby prokurator do ludzi o północy wydzwaniał- rzucił taksówkarz, patrząc na niego w lusterku- Normalnie, kurwa, Związek Radziecki nam tutaj robią, platfusy, kondominium, panie”(3)

           Reasumując książkę czyta się dość czasu by stwierdzić, że nie w pełni satysfakcjonuje i pozostawia czytelnika z zakłopotaną miną. Warto zajrzeć do tej powieści, gdyż wtrącono tam kilka interesujących i pikantnych opisów. Moim zdaniem jednak nie oczekujcie się po niej zbyt wiele.

        (1)     Tamże, str. 280
        (2)    Tamże, str. 280
        (3)    Tamże, str. 270

          Opublikowane także na: 
          

4 komentarze:

  1. Oj, słabiutko to wygląda. Miłoszewskiego znam tylko z "Bezcennego" i absolutnie mnie zachwycił, ale jak widać, każdemu zdarzają się wpadki...
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetna recenzja, ale tym razem na książkę się nie skuszę.

    OdpowiedzUsuń
  3. O rany! Tylko 1/6? Nie wierzę, ze piszesz o książce Miłoszewskiego... :) Sama muszę to zweryfikować. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zawsze miałam mieszane odczucia co do Miłoszewskiego i jak do tej pory, dość opieszale podchodzę do jego tekstów. Zawsze znajdzie się coś dla mnie o wiele bardziej interesującego. Głośno teraz o nim, za sprawą najnowszej [podobno rewelacyjnej (sic!)] książki. Jako że ta rozczarowuje, to może rzeczywiście zacznę od "Bezcennego".

    OdpowiedzUsuń